niedziela, 22 lutego 2015

Księżniczka czerwonego pokoju



Została w domu, mimo że wieczór był sobotni. Chęć życia była silna, ale nie wierzyła, że odzyska sens egzystencji w hałasie i nęcącym wzroku na sobie. To były raczej już chwile rezygnacji, kiedy zasychały jej nadzieje na to, że można się wyrwać z tych obrzydliwych dni.

Ta potrzeba bycia, która z każdym oddechem doprowadzała to wylewu myśli. Czasami to ją przygnębiało, czasami było motywacją do działania Nie wiedziała co przyniesie koniec dzieciństwa, którego było w jej życiu coraz mniej. Ale była przekonana, że jest stworzona by robić rzeczy większe niż sam Bóg. Dlatego każda utracona myśl, chwila, przygoda doprowadzały ją do obłędu.
Była samotniczką, choć pogodzenie się z tym trwało długo, ale swojej natury nie wychowujesz. Tylko w takim wymiarze czuła się sobą...



Do miejsca i samoświadomości dochodziła etapami, zawsze chciała trochę więcej od życia, niż normalne lokatorki szarych miejskich osiedli. Życia dawało jej okazje, kiedy skończyła 16 lat piękniała z dnia na dzień. Jej urok rozjaśniał poniedziałkowe poranki, a śmiech nadawał wyjątkowości niedzielnym popołudniom, którego towarzysze byli nim otuleni do późnych godzin nocnych. Jej loki nie dawały minąć się niezauważone kiedy ona była w stanie łaski. Umiała złapać kontrolę nad otoczeniem, ale nie pragnęła tej ciszy kiedy mijała grupę mężczyzn. Zawsze jej myśli były głębokie, pełne pasji i nadziei, tak była jedyna w swoim zarysie człowieka. Czasami wydawało jej się, że tutaj nie należy. Stawała się moją inspiracją z każdym dniem coraz intensywniej. Jej triumf nad światem nie był permanentny, raczej typowo skrajny dla ludzi jej pokroju (choć nie znam drugiego takiego przypadku). Niedoceniona, często zapominana, kobiety nie znosiły jej towarzystwa, zwłaszcza te które myślały, że są lepsze od innych.

Kochała ludzi z biegiem dni coraz bardziej z oddali. Jej czerwona sypialnia stawała się przytułkiem marzeń. Beształa siebie za każdy słaby punkt swego istnienia, nie lubiła przegrywać, choć w porażkach widziała piękny tlący się gorący odcień lekcji życia. Były dni, że chciała być nijaka jak inni, ale życie wśród ogółu wypychało ją na wody ponadprzeciętności. Była świadoma, że nic nie dostaje w prezencie i na każdą drobnostkę będzie musiała ciężko pracować, tym bardziej, że jej mankamentem było silne przywiązanie do stagnacji. 

Księżniczka czerwonego pokoju, tak ją nazywano w jej małym światku, planów i zawodów. Blask jej słabł kiedy uświadamiała sobie, że może wcale nie jest wyjątkowa. Czasami duszno jej było w samej sobie, nie rozumiała tego, że świat widzi inaczej i piękniej i paskudniej. Smutniała szybko i bez powodu, a smutek umiał zalegać na jej meblach niczym kurz na opuszczonym strychu. Wyrazić siebie, zdjąć klapki z ludzkich oczu, to nie dawało jej zatopić się w swoich obowiązkach. 
Bała się, że nie jest artystką... 
Bała się siebie i swojego zdania, ale nie umiała w siebie zwątpić.
Metafizyka była jej pasją. 

2012